Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T4.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   86   —

cał nawzajem?... Że nigdy nie przejdzie północ, ażebyś mi nie przebaczył, choćbyś miał jaki żal do mnie!...
— O!... przebacz mi!... przebacz, Ludwiko!... zazdrość mię pożerała.
— Najjaśniejszy Panie, zazdrość jest złą i niewykorzenioną namiętnością. Będziesz zawsze zazdrosny, a to mnie dobije. Miej litość i pozwól mi umrzeć.
— Jeszcze jedno podobne słowo, pani, a skończę u nóg twoich.
— Nie, Najjaśniejszy Panie, ja umiem siebie ocenić. Nie powinieneś myśleć o kobiecie, którą świat pogardza.
— Wskaż mi tylko tych, na których możesz się uskarżać!...
— Nie oskarżam nikogo!... Żegnam cię, Najjaśniejszy Panie, uwłaczasz bowiem sam sobie, mówiąc to do mnie.
— Strzeż się, Ludwiko, bo, mówiąc tak, doprowadzisz mnie do rozpaczy.
— O!... Najjaśniejszy Panie!... podstaw mię tu z Bogiem!
— Wydrę cię nawet Bogu.
— Ale wprzód!... — wykrzyknęło biedne dziecię — wydrzyj mię nieprzyjaciołom, czyhającym na moje życie i cześć. Jeżeli masz siłę kochać mnie, miejże dosyć władzy bronić tej, o której mówisz, że ją kochasz; znieważają ją, naigrawają się, wypędzają.
Zmożona boleścią mimowolnie wydała tę skargę, płacząc i załamując ręce.
— Wypędzono cię!... — krzyknął król — powtórnie już słyszę te słowa.
— Haniebnie, Najjaśniejszy Panie!... sam przyznasz, że nie mam innego opiekuna nad Boga, innej pociechy nad modlitwę, innego przytułku nad klasztor.
— Będziesz odtąd miała mój pałac i dwór na usługi. Nie lękaj się więc niczego, Ludwiko. Ale ci, co cię wczoraj wygnali, niech zadrżą, krwią swoją opłacą łzy twoje!.. wymień mi ich tylko!
— Nigdy!