Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   286   —

szczańskich. Muszkieter w służbie, panna w klasztorze podają sobie codziennie jeden liścik po drabinie, lub szpara w murze. Liścik ten starczy im za całą poezję serca, ale u nas... o! jakże mało, moja droga, znasz czułość królewską.
— Więc, jak ty wnioskujesz — dodała zniecierpliwiona, bo może kto nadejść.
— Wnioskuję!... ależ ja dopiero jestem w ciągu opowiadania i jeszcze mam trzy punkty.
— O! przez Boga, chyba mi umrzeć przyjdzie z jego flamandzką powolnością! — zawołała Montalais.
— A ja chyba głowę stracę z twoją włoską żywością; mówić chciałem zatem, że nasi kochankowie chyba tomy zapiszą. Ale cóż z tego wnosisz?
— Że żadna z naszych dam nie będzie mogła chować listów, jakie odbierze.
— Bez wątpienia.
— Że nawet pan de Guiche nie poważy się chować swoich.
— Być może.
— Zatem ja to wszystko schowam.
— Niepodobna.
— Dlaczego?
— Bo nie masz własnego domu, bo zajmujesz pokój wspólnie z panną La Valliere, który często odwiedzają, a nawet, jak zwykle w pokoju panien honorowych często szperają; bo lękam się królowej zazdrosnej, jak hiszpanka, królowej matki, zazdrosnej jak dwie hiszpanki, wreszcie księżnej, zazdrosnej jak dziesięć hiszpanek.
— O! jeszcze o kimś zapomniałeś.
— O kim?
— Mówiłeś tylko o kobietach, policzmy zatem:
— Książę nr. 1.
— Guiche nr. 2.
— Nr. 3, hrabia de Bragelonne.
— A król? król?
— Nr. 4 król, który będzie nietylko najbardziej zazdrosnym, ale nadto najmożniejszym ze wszystkich. O! moja droga.