Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T3.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   210   —

— Czy to dla mnie — mówiła dalej — król stoi z odkrytą głową i naraża się na deszcz?... Kimże ja jestem?...
— Ty jesteś, jak widzisz — odpowiedział król — bóstwem, przed którem burza cichnie i które sprowadza pogodę.
W rzeczy samej promień słoneczny, przebijając gęstwinę drzew w miljonowych odbiciach, oświetlił jasne krople deszczowe na liściach wiszące.
— Najjaśniejszy panie — zawołała dziewica — już deszcz nie pada; zdaje mi się, że ktoś nadchodzi.
I, zapominając o etykiecie, pochwyciła rękę królewską.
— Dobrze, niech przychodzą — odrzekł król — któż może poczytać mi za złe, że towarzyszyłem pannie de La Valliere?...
— Przez litość, Najjaśniejszy Panie; o!... dziwnem się to im wyda, że zastaną przemokłym Waszą Królewską Mość, a przemokłym dla mnie.
— Spełniłem powinność szlachcica — odpowiedział Ludwik — biada temu, kto zapomni o swojej, obmawiając postępowanie króla.
W tej chwili ukazało się na drodze kilka głów ciekawych, które zdawały się czuwać i śledzić, a które, spostrzegłszy króla i pannę de La Valliere zdawały się znaleźć to, czego szukały. Byli to posłańcy królowej i księżny, którzy zdjęli z głów kapelusze na znak, że ujrzeli Jego Królewską Mość. Lecz pomimo pomieszania panny de La Valliere, Ludwik nie zmienił swojej postawy, pełnej uszanowania i godności. Następnie, kiedy wszyscy dworzanie zebrali się na drodze, kiedy wszyscy mogli widzieć względy, jakie, stojąc z odkrytą głową podczas burzy, okazywał młodej dziewicy, podał jej rękę i poprowadził ku gromadce, która go oczekiwała, a odpowiadając skinieniem głowy, na wszystkie pojedyńcze ukłony i, trzymając kapelusz w ręce, pomógł pannie de La Valliere wsiąść do karety. Królowa i księżna musiały, jak inne, patrzeć na zbytnią grzeczność króla; księżna nie mogła nawet wytrzymać, aby nie trącić ręką królowej, mówiąc:
— Patrz, patrz, Najjaśniejsza Pani!...