Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   305   —

— Mówiłem już przecie, że śmiano się do rozpuku, a książę na czele wszystkich — odpowiedział kawaler.
— A jednak — rzekł de Guiche — mówiono mi o odwiedzinach króla u księżny.
— A tak, bo jedna tylko księżna nie ma ochoty do śmiechu, król zatem poszedł, aby ją rozweselić.
— Więc?...
— Więc nic się nie zmieniło w układzie dnia.
— Ani próba wieczorna baletu?...
— Zapewne.
— Masz dokładną wiadomość?...
— Jaknajdokładniejszą.
W trakcie tej rozmowy wszedł Raul.
Kawaler, który dla niego, jak dla wszystkiego, co szlachetne, żywił skrytą nienawiść, na widok Raula, zabrał się do odejścia.
— Co mi radzisz tedy?... — zagadnął kawalera pan de Guiche.
— Radzę ci, abyś spał spokojnie, drogi mój hrabio.
— A ja dałbym ci zupełnie inną radę — odezwał się Raul.
— Jaką, mój druhu?...
— Byś wsiadł na konia i udał się do którego z swoich majątków; jak tam się znajdziesz, możesz wtedy usłuchać rady kawalera i spać spokojnie, ile ci się tylko spodoba.
— Co znowu, wyjeżdżać?... — zawołał kawaler, udając zdziwienie — dlaczego de Guiche miałby odjechać?...
— Gdyż niepodobna, abyś pan przedewszystkiem sam o tem nie wiedział, że wszyscy już rozpowiadają o zajściu, jakie nastąpiło pomiędzy księciem a panem de Guiche.
De Guiche zbladł.
— Nie wiem bynajmniej — odparł kawaler — fałszywe masz wieści, panie Bragelonne.
— Przeciwnie, jak najprawdziwsze, mój panie — odpowiedział Raul — i to, co mówię, jest radą przyjacielską dla pana Guiche.