Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/12

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   12   —

    — Jeszcze jednę uczyń mi łaskę, mój przyjacielu.
    — Rozkaż; jestem tu panem.
    — Powiedz mi, co to za pan tam się przechadza?
    — Gdzie, tam?
    — Za tym szeregiem wojska.
    — Z lokajem?
    — Tak jest.
    — W towarzystwie tego hultaja, czarno ubranego?
    — To, to, to.
    — To pan Getard.
    — Co to za pan Getard, mój przyjacielu?
    — Jest to architekt domu. Ale on nic nie ma do fortyfikacyj, one wyłącznie do mnie należą. Zupełnie.
    — Teraz zaś powiedz mi — pytał d‘Artagnan — czy ten hultaj, co idzie z panem Getard, także należy do domu pana Fouquet?
    — To jest — odpowiedział Porthos z lekceważeniem — pan Jupenet, albo Juponet, rodzaj poety.
    — Który tu osiadł?
    — Pan Fouquet dosyć ma u siebie poetów: Scudery, Sorel, Pelisson, La Fontaine. A jeżeli mam ci prawdę powiedzieć, mój przyjacielu, ten poeta hańbę mu przynosi.
    — Na szczęście, on tutaj nie jest poetą.
    — Jakto, a czemże jest?
    — Drukarzem. Dobrze, że mi przypomniałeś, mam temu hultajowi coś powiedzieć.
    — Powiedz mu.
    Porthos skinął na Juponeta, który, ujrzawszy d‘Artagnana, nie miał się ochoty zbliżyć.
    Porthos powtórnie go przywołał.
    Wezwanie było tak rozkazujące, że mu należało ulec.
    Zbliżył się więc.
    — Cóż u licha — rzekł Porthos — ledwieś wczoraj wylądował, a już broisz.
    — Jakto, panie baronie?... — zapytał drżący Juponet.