Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T2.djvu/11

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    —   11   —

    — Nic łatwiejszego. Oto mój plan.
    — Proszę cię, pokaż.
    Porthos zaprowadził d‘Artagnana do kamienia, który zastępował miejsce stołu, gdzie plan był rozłożony.
    U dołu planu widniało potworne pismo Porthosa, pismo, o którem mieliśmy już sposobność mówić:
    „Zamiast używać kwadratu, lub prostokąta, jak to do dziś dnia czyniono, oznaczmy plac, zamknięty sześciobokiem foremnym; wielokąt ten będzie korzystniejszy dlatego, że więcej ma boków. Każdy bok wielokąta, którego rozmiar oznacza się stosownie do rozległości placu, podzielony będzie na dwie części, a w środku przejdzie prostopadła do wielokąta, równa długości szóstej części boku. Na rogach z każdej strony wielokąta, poprowadzi się przekątnie, które przecinać będą prostopadłą. Te dwa skrzydła stanowić będę linję obronną“.
    — Do djabła!... — rzekł d‘Artagnan, przerywając — to najlepszy system.
    — Najlepszy — odpowiedział Porthos — czy chcesz go dalej poznać?
    — Dziękuję ci, już wszystko pojąłem; ale dlaczegóż, mój drogi, kiedy sam kierujesz pracami, potrzebujesz pismem objaśniać twój system?
    — A gdybym umarł, mój drogi?
    — Jakto?...
    — Alboż nie jesteśmy wszyscy śmiertelni?
    — Masz słuszność! ty, mój przyjacielu, na wszystko znajdziesz odpowiedź!...
    I położył plan na kamieniu.
    Lecz, jakkolwiek krótko miał plan w ręku, ujrzał, pod potwornem pismem Porthosa, inne, drobne i piękne, w którem poznał rękę Marji Michon, którą znał w młodości.
    Pismo było nieco zatarte, ale nie uszło przenikliwego oka muszkietera.
    — Brawo! Brawo! mój przyjacielu!... — zawołał d‘Artagnan.
    — Teraz wiesz wszystko, co pragnąłeś wiedzieć — odezwał się Porthos, wykręcając się na pięcie.