Strona:PL Aleksander Dumas - Wicehrabia de Bragelonne T1.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   220   —

kardynał. Chodzi więc o to, aby być dobrze z panem Fouquet, jeżeli nie chcesz pleśnieć całe swoje życie tak, jak ja pleśniałem... Wprawdzie, masz ty innych protektorów, na szczęście.
— Nasamprzód, księcia pana.
— Zużyty, mój przyjacielu, zużyty.
— Pana hrabiego de la Fere.
— Athosa! o! to co innego; tak, Athosa... i jeżeli chcesz, aby ci się powiodło w Anglji, lepiej się udać nie możesz. Nawet ci powiem, bez żadnych przechwałek, że ja sam posiadam wpływy na dworze Karola II-go. To mi król, co się zowie!
— A!... — wykrzyknął Raul, przejęty naiwnością, właściwą dobrze urodzonym młodzieńcom, gdy zasługa i doświadczenie do nich przemawia.
— Tak, to mi król! bawi się, to prawda, lecz umiał pochwycić za oręż i ocenić ludzi pożytecznych. Athos jest w dobrych stosunkach w Karolem II-im. Tam zaciągnij się do służby i porzuć tych szalbierzy, przedsiębiorców podatkowych, którzy tak dobrze kradną francuskiemi rękami, jakgdyby posiadali włoskie palce; porzuć tego płaksę króla, który nam sprowadzi rządy Franciszka II-go. A znasz ty historję, Raulu?
— Znam, panie kawalerze.
— Wiesz zatem, że Franciszek II-gi bezprzestannie cierpiał na uszy?
— Nie, nie wiedziałem o tem.
— Że Karola IV-go wiecznie głowa bolała?
— A!
— A Henryk III-ci zawsze chorował na żołądek.
Raul śmiać się począł.
— Otóż! drogi mój chłopcze, Ludwik XIV ma nieustające mdłości; opłakany widok, gdy król od rana do wieczora wzdycha i w ciągu dnia ani razu nie powie: „Ventre-saint-gris!“ — albo „Corboeuf!“ lub coś takiego nakoniec, coby orzeźwiło człowieka.
— Więc to dla tej przyczyny, panie kawalerze, porzuciłeś służbę?... — zapytał Raul.
— Tak.