Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pod sklepieniami głos mocny, potężny, i tak przejmujący, że Danglarsowi z trwogi powstały włosy na głowie.
Jego osłabiony wycieńczeniem wzrok starał się przebić mroki, panujące w podziemiu, by rozpoznać tego, który mówił tak mocarnie, i ujrzał za wodzem bandytów wyniosłą postać spowitą w płaszcz i opartą o słup kamienny podtrzymujący sklepienie.
— Za jakie winy mam się kajać? — wyszeptał Danglars zbielałemi usty.
— Za zło, które powstało z twej winy.
— Żałuję, żałuję, żałuję!... za wszystkie me winy, znane mi i nieznane — zawołał Danglars, bijąc się wyschłą ręką w piersi.
— A więc przebaczam ci — rzekł tajemniczy człowiek, zrzucając z siebie płaszcz i postępując parę kroków naprzód, tak, by padły promienie światła na jego twarz.
— Hrabia de Monte Christo! — zawołał Danglars, a jego twarz, pobladła z głodu, przybrała w jednej chwili barwę zielonawego popiołu.
— Mylisz się, ja nie jestem bynajmniej hrabią de Monte Christo.
— Kto jesteś w takim razie?
— Jam ten, któregoś zaprzedał i wyzuł z czci, jam ten, któremu wydarłeś narzeczoną, jam ten, po którym deptałeś, ażeby wznieść się wyżej po szczeblach losu; jam ten, którego skazałeś na powolną śmierć w lochach więziennych, jam ten nakoniec, którego ojciec umarł z głodu przez ciebie! Przebaczam ci jednak, bo sam również potrzebuję miłosierdzia Boskiego. Jestem Edmund Dantes! Poznajesz mnie?
Krzyk, jaki wydarł się z piersi Danglarsa, po usłyszeniu tych słów, nie miał w sobie nic ludzkiego.
Ne był to już zbrodzień, lecz tylko człowiek nieszczęśliwy, przygwożdżony do ziemi Stopą Przedwiecznego.
I istotnie — Danglars leżał w prochu przed Dantesem z czołem na ziemi.
— Powstań — rzekł hrabia — i żyj, jeżeli tak bardzo pragniesz tego życia.