Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Danglars zwrócił się wobec tego do drzwiczek przeciwległych.
Lecz i przy prawych drzwiczkach galopował na koniu jakiś mężczyzna.
— Niema się co łudzić — rzekł bankier, ocierając czoło zroszone obfitym potem — już mnie złapał!
I rzucił się w głąb powozu, by zastanowić się nad położeniem.
Po chwili wszedł księżyc. Przy jego świetle Danglars spostrzegł, iż wodociągi na kamiennych filarach, które poprzednio znajdowały się z prawej strony powozu, obecnie widnieją po lewej jego stronie.
Wywnioskował z tego łatwo, iż powóz powracał do Rzymu.
— O ja nieszczęśliwy! zajęczał — najwidoczniej władze francuskie wyjednały u rządu tutejszego rozkaz wydania mnie.
Powóz toczył się dalej w niepowstrzymanym pędzie, obok jakiejś ciągnącej się bez końca czarnej masy, która była okopami otaczającemi Rzym.
— Wielki Boże! — szepnął wtedy do siebie Danglars — nie wjechaliśmy więc do miasta, a tylko krążymy poza jego murami... Czyżby w takim razie!?
Przypomniał sobie opowiadanie Alberta de Morcef o bandytach rzymskich.
— Może są to więc tylko rozbójnicy? — rzekł do siebie z pewną jakby ulgą w sercu.
Powóz stanął, a w tej samej nieomal chwili otworzono drzwiczki z lewej strony pojazdu.
Scendi — rozległ się głos.
Jeszcze rankiem Danglars nie rozumiał ani jednego słowa po włosku, teraz pojął odrazu, iż żądają od niego, by wysiadł.
Spełnił bez namysłu rozkaz i, stojąc już na ziemi, błędnym wzrokiem potoczył dookoła.
Prócz pocztyljona otaczało go czterech mężczyzn.
Di qua — rzekł jeden z nich, kierując swe kroki na stromą ścieżkę, jakich pełno po obydwóch stronach via Appia.
Danglars szedł bez oporu za swym przewodnikiem, nie oglądając się nawet, czy trzej inni mężczyźni podążają za nim.