Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chateau Renaud i Beauchamp, gdy tylko ujrzeli hrabiego, zbliżyli się do niego natychmiast. Monte Christo przywitał się z nimi jak najgrzeczniej, lecz nie wdawał się w rozmowę, szukając kogoś wzrokiem wśród tłumu.
— Gdzie jest Morrel? Czy który z panów nie widział go wypadkiem? — zapytał wreszcie.
— I my parokrotnie zadawaliśmy sobie wzajemnie to samo pytanie — odpowiedział Chateau Renaud — lecz nikt go nie widział.
Hrabia zamilkł, nie przestając jednak szukać spojrzeniem. Bystry jego wzrok dojrzał nakoniec, daleko, pomiędzy świerkami i topolami cmentarza, samotnie posuwająca się sylwetkę męską.
Widok ten uspokoił go momentalnie; musiał to być niewątpliwie poszukiwany Morrel.
Postać zauważona przez Monte Christo przemknęła się cicho około grobu Heloizy i Abelarda, a następnie wolno iść zaczęła przed końmi, które ciągnęły wóz żałobny, posuwając się wolno ku grobowcowi de Villefortów i de Saint Meranów.
Po dwakroć hrabia wysuwał się z orszaku, dla sprawdzenia, czy ręce człowieka tego nie szukają jakiejś broni, ukrytej pod sukniami. Nakoniec, gdy orszak zbliżył się do grobu, w postaci tej znajomi rozpoznać mogli Morrela, który w czarnym, zapiętym pod szyję surducie, blady, z zapadniętymi policzkami, z pogniecionym kapeluszem w konwulsyjnie drgających rękach, stał cicho nad grobem.
Cały obrzęd odbył się według zwykłego szablonu. Kilka osób, ci właśnie, dla których wszystko to jak najdoskonalej było obojętne, wygłosiło mowy pogrzebowe. Jedni rozwodzili żale nad śmiercią tak przedwczesną, inni mówili o boleści ojca, jeszcze inni o stracie, jaką poniósł cały kraj... znaleźli się i tacy, którzy starali się wmówić w słuchaczów, iż zmarła dzieweczka była aniołem, który niejednokrotnie błagał ojca o łaskę dla winowajcy, nad którego głową już wisiał miecz sprawiedliwości... Wyczerpano wreszcie wszystkie kwieciste i pięknie stylizowane przenośnie i posępnie brzmiące zwroty,