Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to Eugenja nie mogła przenieść wstydu, jakim okrył nas ten nikczemnik, poprosiła mnie o pozwolenie wyjazdu no i wyjechała. Sam wyjazd był drobnostką, obawiam się jednak, znając jej charakter, iż może ona nie zechcieć już nigdy powrócić do Francji.
— Cóż to wszystko dla ciebie, kochany baronie, znaczy! Zgryzoty tego rodzaju zdolne są zabić, być może, ludzi zwyczajnych, ale nie miljonerów! Filozofowie tego nie rozumieją, ludzie praktyczni wszelako znają doskonale wartość pieniędzy, a cóż dopiero ty, który jesteś królem giełdy, ośrodkiem całej finansowej potęgi!
Danglars spojrzał trochę z ukosa na hrabiego, jakby chcąc zbadać, czy nie szydzi z niego czasem.
— Nie ulega wątpliwości — powiedział — że jeżeli majątek może dać pociechę, to ja tej pociechy nie jestem pozbawiony, jednakże...
— Niema żadnego jednakże, kochany baronie! Jesteś bogaty, bardzo bogaty, i na tem koniec. Potęgę swoją finansową porównaćby można z piramidami chyba!
Danglars uśmiechnął się dobrodusznie.
— To mi przypomina — powiedział — iż wystawić mam dwa małe weksle, które właśnie zacząłem podpisywać, gdyś wchodził, hrabio.
— I cóż to są za weksle? — niedbale zapytał Monte Christo — na Haiti, czy też na Neapol może?
— Wcale nie — rzucił Danglars z uśmiechem dużego zadowolenia — są to weksle na okaziciela, do banku francuskiego. Przeczytaj, hrabio, ty, który, jesteś cesarzem finansów, jeżeli ja mam być uważany za ich króla. Czyś widział kiedy, hrabio, tak małe świstki papieru, o tak olbrzymiej wartości, jak te oto właśnie?
I Danglars, mówiąc to, podał hrabiemu dwie kartki, wielkości dużych biletów wizytowych, na których były wypisane słowa: