Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy będę mógł powrócić jednak?
— Tak.
— Któż ma wyjść ze mną? Czy pan prokurator królewski?
— Nie.
— Więc doktór d‘Avrigny? Ty zaś, panie, pozostać pragniesz ze swym synem jedynie.
— Tak.
— Dobrze — zawołał Villefort z radością, szczęśliwy, iż rozmowa odbędzie się sam na sam. Zadrżał jednocześnie. Co miał mu do powiedzenia ten straszliwy starzec?
Doktór tymczasem wziął za rękę Morrela i wyszedł z nim razem do sąsiedniego pokoju.
Po kwadransie, drzwi te otworzyły się ponownie i wyszedł na ich próg de Villefort chwiejnym krokiem ze słowami: „proszę wejść“ a następnie poprowadził ich do krzesła Noirtiera.
Twarz prokuratora królewskiego w czasie tego krótkiego kwadransa zmieniła się nie do poznania. Przedewszystkiem zbielała nieprawdopodobnie, a raczej zżółkła, stała się szara, jakby ją popiołem posypano. Wielkie rdzawe plamy widniały na policzkach, zapadłych nagle, na skroniach i na czole.
— Panowie — rzekł głosem dziwnie cichym, przytłumionym — dajcie mi słowo honoru, iż straszna ta tajemnica zagrzebaną zostanie w piersiach waszych.
— Ależ!... zawołał Morrel — więc zbrodniarz...
— Bądź pan spokojny — rzekł Villefort — sprawiedliwość będzie wymierzona. Ojciec mój wskazał mi mordercę, przyczem nie możecie wątpić, iż domaga się on kary, pragnie zemsty. A jednak i on wraz ze mną błaga was, abyście milczeli. Wszak tak, mój ojcze?
— Tak — wyraził Noirtier stanowczo.
Morrel cofnął się w tył, z uczuciem niewypowiedzianej zgrozy.
— Panie! — zawołał wtedy prokurator królewski, chwytając młodzieńca za rękę — jeżeli ojciec mój, człowiek nieugięty, jak o tem wiesz zapewne, domaga się od ciebie tego, to możesz być pewien, iż Walentyna będzie pomszczona — i to okropnie, strasznie!... Nieprawdaż, mój ojcze?