Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

De Villefort opuścił głowę; d‘Avrigny krok jeden naprzód postąpił; oczy Noirtiera mówiły: „tak“.
— Jest rzeczą nie do pomyślenia — mówił dalej Morrel ze wzrastającą siłą głosu — ażeby w czasach, w których żyjemy, umierali ludzie tak, jak Walentyna, i aby nikt nie zapytał, z jakich przyczyn się to stało? A więc, panie prokuratorze królewski, słuchaj: ja oto zanoszę skargę, iż tutaj popełniono zbrodnię! Szukaj więc mordercy, udowodnij mu jego zbrodnię i ukarz bez litości!
I patrzył wzrokiem nieubłaganym w Villeforta, który zaczął szukać pomocy w oczach Noirtiera i doktora, lecz wszędzie z tym samym spotkał się wzrokiem.
— Tak! — mówił wzrok starca.
— Spełnij swój obowiązek — powiedział d‘Avrigny.
— Panie — próbował opierać się de Villefort — mylisz się. W moim domu nie mogło być zbrodni. Los mnie prześladuje, Bóg bezlitośnie mnie karze za me grzechy, lecz niemasz tu mordercy!
Oczy Noirtiera zajaśniały ponurym błyskiem, doktór już otwierał usta, lecz Morrel uprzedził go, ponownie zabierając głos.
— A ja ci mówię, panie, że w tym domu zamieszkuje zbrodniarz. I jest to jego czwarta ofiara w bardzo krótkim czasie. Przed czterema dniami usiłowano otruć Walentynę i tylko cud, a raczej przezorność pana Noirtiera, uchroniły ją od śmierci. Teraz, albo podwojono dozę, albo zmieniono truciznę, która dała mordercy pożądany wynik. A zresztą, pocóż ja to mówię?... ty sam wiesz najlepiej. Przecież ten pan, który tu stoi obok ciebie, poinformował cię o tem, jako doktór i przyjaciel.
— Szalony jesteś, mój panie — odpowiedział Villefort, nie wiedząc jak się wydrzeć z zaciskającego się coraz bardziej koła oskarżeń.
— Ja mam być szalony?! — zawołał Morrel — a więc powołuję się na świadectwo pana d‘Avrigny. Zechciej zapytać się go, panie, czy pamięta własne słowa, jakie wypowiedział do ciebie w ogrodzie, do twego pałacu przylegającym, w nocy, gdy