Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Serce to nie biło już.
Tylko arterje jej własnych palców uderzało o ciało.
Dopiero wtedy cofnęła się z lekkim okrzykiem i zadrżała.
Jedna ręka Walentyny zwieszała się z łóżka. Paznogcie ręki tej były sine zupełnie.
Pani de Villefort była przekonana, że wszystko się już skończyło.
Dokonał się jej czyn ostatni, najstraszliwszy.
Na śmierć naturalną pana Noirtiera — jej Edwardek mógł czekać spokojnie, bez żadnej dla siebie szkody.
Trud jej życia był ukończony. Mogła odpocząć teraz.
Trucicielka, widząc, iż już nic jej nie pozostało do zrobienia, zabierała się do wyjścia, lecz odchodziła z widocznemi: lękiem i bojaźnią; ona, tak odważna do tej chwili, obawiała się teraz, by podłoga nie zatrzeszczała głośniej; cofając się — trzymała jednak ciągle jeszcze zasłonę ku górze wzniesioną, pożerając wzrokiem widok śmierci, która wywiera dziwny urok na patrzących, gdy — jest jeszcze tajemnicą.
Chwile upływały; pani de Vilefort nie miała dość sił, by wypuścić z rąk firankę i odejść. Morderczyni nie mogła się oderwać od swej ofiary.
W tej samej chwili zgasły ostatnie płomyki lampki. Pani de Villefort zadrżała silnie, a wtedy fałdy firanki opadły wraz z ręką wpół omdlałą.
W tej chwili zegar wybił godzinę czwartą. Trucicielka po omacku doszła do drzwi i wyszła z pokoju śmierci — śmiertelnym potem zgryzoty oblana.
Półmrok trwał jeszcze około dwóch godzin. Powoli blady brzask zaczął wchodzić przez szczeliny okiennic do pokoju, aż wreszcie zajaśniał w pełnym blasku, ujawniając właściwe kształty wszystkich przedmiotów.
Około godziny ósmej dał się słyszeć odgłos otwieranych kluczem drzwi i do pokoju weszła pielęgniarka, doglądająca Walentyny, z filiżanką aromatycznej herbaty w ręku.
Gdyby ojciec lub kochanek spojrzał na Walentynę, byłby