Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, Walentyno, nie umrzesz, bo wróg został już odkryty i są już nam znane jego cele, zamiary, środki wreszcie, jakimi działa. Wróg taki nie jest nigdy nazbyt groźny. Więc żyć będziesz, ja bowiem nie pozwolę na to, byś umarła. Żyć będziesz, abyś istnieniem swem i miłością osładzała żywot Maksymiljana, żyć będziesz dla własnego i Maksymiljana, szczęścia. By jednak tak właśnie się stało, musisz, Walentyno, całkowicie mi zaufać!
— Co czynić mam, panie?
— Wszystko, co ci rozkażę i ufać mnie jednemu, nie wierząc poza mną nikomu absolutnie, nawet ojcu własnemu.
— Przecież ojciec mój do tej intrygi przeciwko mnie nie należy chyba?... ach powiedz mi to, panie — zawołało biedne dziecko, załamując w bólu ręce.
— Nie, nie należy. Lecz ojciec twój, jako wytrawny sądownik, nie powinien był już wątpić, że te wszystkie wypadki nagłych śmierci, jakie zdarzyły się w jego domu, są nienormalne, zbrodnicze! Czyż nie twój ojciec powinien był czuwać nad tobą?... czy nie on winien być na mem miejscu?... Czyż nie on powinien był truciznę tę od ciebie oddalić?... czy nie jego obowiązkiem, nakoniec, było stanąć pierś w pierś naprzeciw mordercy?
— Panie!... litości nad mojem sercem!... Uczynię wszystko, co każesz, bo dwie są na tym świecie istoty, któreby umarły, gdyby mnie zabrakło na tej ziemi; mój dziadek i Maksymiljan.
— Czuwać będę i nad nimi, jak czuwam nad tobą.
— Dobrze więc. Rozkazuj. Przysięgam, iż będę ci posłuszną.
— Przedewszystkiem, cokolwiekby się stać miało z tobą, Walentyno, — bądź spokojną, nie lękaj się niczego, bo nic złego ci się nie stanie. Gdybyś się obudziła w jakiemś nieznanem ci miejscu — nie lękaj się, choćby to nawet miały być: grób i trumna. Gdyby tak nawet było, — leż spokojnie i cicho, mówiąc sobie: „przyjaciel Maksymiljana czuwa nade mną“.
Hrabia, po wymówieniu słów tych, wydobył z bocznej kieszeni surduta flakonik szmaragdowy, otworzył go za pomocą