Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uciekaj! — zawołała panna d‘Armilly, do serca której nagle wstąpiła litość — uciekaj.
— Albo zabij się — rzekła Eugenja, tonem i w postawie Westalki, dającej zgięciem palca rozkaz w cyrku, ażeby zwycięski gladjator dobił pokonanego przeciwnika.
Benedykt uśmiechnął się tylko cynicznie.
— Ja miałbym zabić się — powiedział, odrzucając nóż od siebie — a to z jakiej racji?
— Mówiłeś przecie, że cię czeka śmierć z ręki kata!
— Ho! ho!... do tego jeszcze daleko — zawołał były książę Cavalcanti, — mam przecież przyjaciół.
Brygadjer zaczął wtedy zbliżać się do niego z bagnetem w ręku.
— Niema potrzeby robić sobie tyle ambarasu ze mną, mój ty granatowy kanarku — zawołał Benedykt, wyciągając naprzód ręce, ażeby je skuto — przecież ja sam, dobrowolnie, oddaje się w wasze ręce.
Obie panienki ze zgrozą i wstrętem patrzyły na tę ohydną scenę, jak młodzieniec światowy przeobrażał się w galernika.
Benedykt, jakby mu to nie wystarczało jeszcze, odwrócił się do swej byłej narzeczonej i rzekł z bezwstydnym uśmiechem:
— Może masz, moja droga panno Eugenjo, jakieś zlecenia do swego ojca?... Bo ty, o ile mi się zdaje, wybrałaś się w dalszą nieco podróż ze swą turkaweczką, gdy ja według wszelkiego prawdopodobieństwa będę zmuszony wracać do Paryża.
Panna Danglars przysłoniła twarz rękoma.
— Niema się czego wstydzić, żeś w miłosnej tęsknocie aż pocztowymi końmi za mną goniła, gdy doszłaś do przekonania, że z naszego małżeństwa będą nici. Nie ja ci sprawiłem taki zawód, moja droga!
Po tym żarcie Benedykt wyszedł z pokoju, zmuszony do tego przez żandarmów.
W godzinę potem przyjaciółki, obydwie w kobiecych już sukniach, odjechały.