Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cono uwagę; żandarmerja nie mogła pominąć i hotelu „Pod dzwonnicą“, aczkolwiek nie miała danych, by w hotelu tym obwiniony ukrywał się. Wiedziano tylko, iż jakiś młodzieniec przyjechał konno z Chapelle około godziny czwartej rano do Compiegne, a następnie udał się pieszo do wzmiankowanego hotelu.
Podobnego rodzaju podróżny nie mógł nie wzbudzić podejrzeń, to też na niego zwrócono główną uwagę i do niego to właśnie szli po schodach: starszy żandarm z komisarzem.
— O!... źle — rzekł brygadjer, stary lis, obznajmiony ze wszystkiemi figlami złoczyńców — drzwi pokoju ptaszka uchylone!... Znak to wcale nie najlepszy! Wolałbym, ażeby były zatarasowane.
Bilecik i szpilka potwierdzały tę smutną prawdę. Zbrodniarz wymknął się.
Dla doświadczonego żandarma list i drzwi uchylone nie były jeszcze niezbitymi dowodami, któreby mówiły, iż zbrodzień uciekł istotnie.
Obejrzał się wokoło, zajrzał pod łóżko, odsłonił firanki, pootwierał szafy, stanął wreszcie przed kominkiem. Dzięki przezorności Andrzeja ślady jego przejścia były zupełnie zatarte. Było to jednak wyjście, a w takich razach każde wyjście jest przedmiotem starannych poszukiwań.
Brygadjer kazał sobie przynieść słomy, ułożył na palenisku i podpalił.
Buchnęły płomienie i słupy dymu walić zaczęły przez komin, poszukiwany nie spadł jednakże, jak miano nadzieję.
Andrzej przewidział to podłożenie ognia, to też wymknął się na dach i przyczaił za kominem. Ocenił jednak szybko, iż schronienie to nie gwarantuje bezpieczeństwa, postanowił więc powrócić do hotelu, lecz nie przez komin, przez który się wydostał, lecz przez którykolwiek inny.
Obserwować więc zaczął, z którego komina się nie dymi i ostrożnie przyczołgał się do niego i zniknął w jego otworze.
— I cóż — zapytał komisarz policji po bezowocnych poszu-