Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy służący porządkował pokój, do poczekalni weszła sama gospodyni domu, wtedy Andrzej zwrócił się do niej z zapytaniem, czy nie mógłby dostać pokoju Nr. 3, o dwóch oknach, który już raz zajmował, gdy bawił w Compiegne po raz ostatni?
Gospodyni odpowiedziała, iż jest to niemożliwe, ponieważ numer wzmiankowany zajął przed paroma godzinami właśnie jakiś młodzieniec, podróżujący ze swą siostrą.
Andrzej ubolewał ogromnie z tej przyczyny i uspokoił się wtedy dopiero, gdy gospodyni zapewniła go, iż numer siódmy, który zajmie, jest jeszcze dogodniejszy.
Andrzej nie bez powodów tak bardzo nastawał na to, ażeby móc otrzymać ów numer trzeci właśnie, jego okna bowiem wychodziły na galerję, otaczającą cały dziedziniec, co miało, dla osobnika, znajdującego się w takiem jak Andrzej położeniu, ogromne swoje zalety.
Gdy byłego księcia Cavalcanti wprowadzono nakoniec do przygotowanego dlań pokoiku, spożył on z ogromnym apetytem kurczę, potem parę kawałków tortu, wreszcie wypił do ostatniej kropelki wino, które okazało się doskonałem.
Po spożyciu kolacji, położył się natychmiast spać i zasnął snem tak twardym, jakim spać może młodzieniec lat dwudziestu, choćby go nawet napastowały zgryzoty i niepokoiło groźne położenie. Co prawda, to jeszcze przed spożyciem kolacji obmyślił on sobie plan, jego zdaniem tak dobry, iż zdawał się on gwarantować zupełnie bezpieczeństwo. Chciał, mianowicie, wstać jak najwcześniej, a następnie po opłaceniu sowitem wszystkich rachunków, wyjść z hotelu i udać się do lasu, przebyć w nim dzień cały i dopiero pod wieczór zajść do jakiej wiejskiej chaty, stojącej na uboczu, z prośbą o gościnność, tam nabyć odzienie parobka, przebrać się w nie, i już jako wieśniak przekradać się aż do granicy belgijskiej. Gdyby się to udało, zapas brylantów i kilkanaście tysięcy w pugilaresie, gwarantowały mu na wolnej ziemi Belgów beztroski żywot.