Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybrała jakieś ołowiane tony, oczy gorzały gorączkowym blaskiem, śnieżne zawsze ręce zżółkły i wydłużyły się.
— I lekarstwo dziadka pomaga pani?
— Czy ja wiem? Lecz pewnie pomaga. Jest ono bardzo gorzkie, gorzkie do tego stopnia, że czekogolwiek się po niem napiję, to mi się zdaje, że jest gorzkie również.
Noirtier spojrzał pytającym wzrokiem na wnuczkę.
— Tak jest, dziadku kochany. Mówię szczerą prawdę. Przed przyjściem do ciebie nalałam sobie szklankę wody z sokiem, no i nie mogłam wypić wszystkiego, do tego stopnia zdawała się ona być gorzką.
Noirtier zbladł i dał znak, że chce mówić.
Walentyna wstała natychmiast i poszła po słownik, lecz, zanim doszła do stołu, zachwiała się cała.
— Cóż to — zawołała — czyżby chmury tak nagle przysłoniły słońce? Zupełnie pociemniało mi w oczach. Ale to nic — dodała po chwili z dość wesołym uśmiechem — już mi przeszło, już mi zupełnie dobrze. To też się nie trwóżcie, mój kochany dziaduniu i ty, Maksymiljanie.
W tej samej chwili dał się słyszeć turkot pojazdu na dziedzińcu. Walentyna wybiegła natychmiast do sąsiedniego pokoju, by zobaczyć, kto przyjechał? — i wróciła natychmiast.
— To pani Danglars przyjechała, wraz z córką. A zatem — do widzenia, muszę iść, gdyż inaczej przyszliby tutaj po mnie. Do widzenia więc. Nie żegnam cię, Maksymiljanie, bo może powrócę jeszcze.
Zaledwie drzwi zamknęły się za Walentyną, Noirtier dał Morrelowi znak, by wziął słownik do ręki.
Morrel położył natychmiast żądany przedmiot na kolanach starca, Walentyna bowiem nauczyła go już, jak można porozumieć się z dziadkiem; to też bez większych trudności, po paru minutach pracy, zrozumiał myśl starca, która wyrażała się w słowach:
— Przynieś szklankę oraz karafkę, z pokoju Walentyny.
Morrel natychmiast zadzwonił na służącego, który zajął miej-