Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/022

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic mi do wieku jego. Jeżeli jest starszy, tem bardziej winien być odpowiedzialny za swe czyny. To też nim dzień upłynie, jeśli tylko się okaże, że to istotnie pan Danglars jest winien, zginie on, lub ja. Trudno, honorowi memu wyprawić muszę świetny pogrzeb.
— Ha, jeżeli już chcesz tego koniecznie, to ruszaj do barona natychmiast, ja będę ci towarzyszył.
Posłano po fiakra, którym dwaj przyjaciele pojechali; dojeżdżając do pałacu Danglarsa u jego pojazdu ujrzeli faeton pana Andrzeja Cavalcanti.
— Doskonale się składa — rzekł ujrzawszy to Albert — jeżeliby wypadkiem pan Danglars bić się nie chciał ze mną to mu zięcia zabiję, nie bez pewnej nawet przyjemności.
Gdy oznajmiono bankierowi przybycie panów: wicehrabiego Morcefa i pana Beauchampa, ten wzbraniał się ich przyjąć, mając w pamięci to, co się wczoraj w Izbie Parów działo, Albert jednak nie zważał na to, i odepchnąwszy lokaja, wpadł do gabinetu szefa firmy.
— Mój panie — zawołał Danglars ujrzawszy przed sobą Morcefa — czyż już nie wolno mi w swoim własnym domu przyjmować tylko tych, których chętnie u siebie widzę? sądzę, że się pan, mój panie, trochą zanadto zapominasz.
— Bynajmniej — odparł zimno Morcef — nie mogę bowiem zważać na to, że podłość ukryć się chce za barkami swych lokajów i mniema, iż za taką zasłoną jest bezpieczna.
— Czegóż pan chcesz ode mnie?
— Nic nadzwyczajnego — rzekł Albert, nie zwracając najmniejszej uwagi na młodego Cavalcantiego, stojącego bojaźliwie przy kominku — chciałbym tylko zaproponować panu małą schadzkę w ustronnem miejscu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi, a z której tylko jeden conajwyżej wróci do domu o własnych siłach.
Danglars najwidoczniej silnie zbladł na te słowa.
Morcef zwrócił się wtedy do Andrzeja.
— A możebyś pan mi stanął, panie baronie, w zastępstwie