karz — niech zniknie, jak te ostatnie gwiazdki czarne z poczerniałego papieru ku górze się wznoszące.
— O, tak, tak! — rzekł Albert — a niech pozostanie wieczna przyjaźń, której ja w każdym razie dochowam memu dobroczyńcy, memu zbawcy, bo gdyby kiedykolwiek ta rzecz się rozgłosiła, przysięgam ci, mój przyjacielu, iż w łeb bym sobie palnął. Lecz nie!... mam matkę przecież... a więc uszedł bym wraz z nią z kraju.
— Biedny mój przyjacielu — rzekł Beauchamp.
— O!... mówił dalej Albert — odeszła ode mnie, i już na zawsze, cała radość życia. Jestem już teraz tylko trupem, który żyć, niestety, musi. Ach, jak trudno, jak trudno wyzbyć się w jednej chwili szacunku, ufności i tej dumy wspaniałej, jaką szczyci się syn, gdy mu ojciec przekazuje swe imię bez skazy. O!... Beauchamp!... jakżeż ja teraz zbliżę się do ojca swego? Mam-że czoło swe cofnąć, gdy jego usta będą chciały je ucałować?... mam-że cofnąć rękę, gdy ojciec uścisnąć ją zechce?... O!... Beauchamp, jestem najnieszczęśliwszy z ludzi.
— Mój przyjacielu — rzekł Beauchamp — miej odwagę!
— Skądże wiadomość ta nadeszła do twego dziennika? — zapytał Albert, po chwili dłuższego milczenia, którego Beauchamp przerywać nie chciał — jest w tem wszystkiem, czuję to, jakaś nienawiść ukryta, moc jakaś niewidzialna.
— Tembardziej, Albercie, winieneś się skupić, całą twą zebrać moc i odwagę. Niech nie będzie ani śladu wzruszenia na twej twarzy, miej ją zawsze teraz, dla wszystkich, marmurową. Być może bowiem, iż ta notatka, która w mem piśmie się znalazła, a którą komitet redakcyjny dać musiał, bo ją nadesłał korespondent bardzo odpowiedzialny, jest pierwszą błyskawicą, zapowiadającą przyjście burzy. Rezerwuj więc swe siły na czas nadejścia złowrogiej chwili.
— Myślisz więc, że to jeszcze nie koniec?
— Ja nic, mój przyjacielu, w tej sprawie nie wiem, prócz tego, co wywiozłem z Janiny. Wiem jednak, jak się sprawy podobne wogóle przeprowadza, więc się obawiam, że to może być początek dopiero. Powiedz mi jednak, boć ja przecież trzy
Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/297
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.