Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Te ostatnie słowa Beauchamp wypowiedział szeptem, pochylając głowę.
Albert, słysząc to, zbladł okropnie i chciał coś mówić, lecz słowa zastygły mu w ustach.
— Mój przyjacielu — rzekł dziennikarz nad wyraz ciepłym głosem — wierz mi, iż chętnie bardzo całą winę wziąłbym na siebie... Niestety jednak...
— Cóż?
— Wiadomość, podana przez me pismo, okazała się prawdziwą. Twierdzę Janinę wydał w ręce nieprzyjaciela... twój ojciec.
— Oto masz, mój dobry przyjacielu, dowody.
I Beauchamp podał Albertowi papiery, dobyte z bocznej kieszeni surduta.
Był to urzędowy dokument, poświadczony przez czterech najpoważniejszych obywateli miasta Janiny, a stwierdzający, iż pułkownik Fernand Mondego, instruktor w armii Alego Teleben, wydał turkom twierdzę za dwa tysiące kies.
Podpisy były zalegalizowane przez tamtejszego konsula.
Po przeczytaniu tych straszliwych słów Albert zachwiał się i padł na krzesło. Po chwili potok łez trysnął z jego oczu.
Beauchamp z głębokiem współczuciem spoglądał na młodzieńca, tak wielką miotanego boleścią.
— Albercie — rzekł — teraz zapewne mnie rozumiesz? Chciałem dotrzeć do źródła, dobyć na światło prawdę i uniewinnić twego ojca, oddać należną mu sprawiedliwość. Stało się jednak inaczej. Z tem jednak, co tam zebrałem, czułem się w obowiązku przybyć do ciebie. I teraz oto stoję przed tobą, aby ci powiedzieć: — Albercie!... nikt zgoła o istnieniu papierów tych nie wie. Więc się zapytuję ciebie: czy je mam zniszczyć, czy też oddać do rąk twoich?
Albert rzucił się wtedy odruchowo na szyję Beauchampa.
— O szlachetne, serce!... zawołał, a następnie wziął z rak Beauchampa fatalny dokument, zaniósł go do świecy i trzymał nad jej płomieniem do chwili, aż spłonął doszczętnie.
— Niech to wszystko, jak sen, przepadnie — rzekł dzienni-