Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sze da wyniki, czatował na ulicy; gdy zeskoczylem z muru, przyczem upadłem, pchnął mnie dwukrotnie nożem w piersi, a potem raz jeszcze, w bok.
— Posłałem nietylko po doktora, ale jeszcze po pana prokuratora królewskiego.
— Zbyt późno przyjdzie, krew mnie uchodzi i czuję, że koniec mój się zbliża.
— Poczekaj — rzekł Monte Christo i wyszedł po tych słowach z pokoju, do którego po paru minutach wrócił, trzymając kryształowy flakonik w ręku.
Oczy konającego w strasznym niepokoju wpatrywały się w drzwi, przez które wrócić miał Monte Christo, w oczekiwaniu ratunku, jaki miał przyjść przez nie.
— O, księże!... wyszeptał konający, gdy Monte Christo powrócił — spiesz się, bo czuję, że już tracę przytomność.
Hrabia zbliżył się do niego i w posiniałe usta wpuścił mu dwie krople płynu z flaszeczki.
Kadrus po paru chwilach drgnął gwałtownie i rzekł:
— Ach, ojcze, życie mi do żył wlewasz, daj choć jednę kroplę jeszcze!
— Ta jedna kropla więcej — mogłaby cię zabić.
— Niechże więc ktoś teraz przyjdzie, bym mógł mu złożyć zeznanie.
— Jeżeli chcesz, to ja mógłbym ci napisać deklarację, zaś ty podpisałbyś ją później tylko.
— Dobrze... pisz — odpowiedział Kadrus, a oczy mu rozbłysły nadzieją zemsty pośmiertnej.
Monte Christo zaczął pisać wtedy dyktowane mu słowa:
„Umieram, zamordowany przez korsykanina Benedykta, współwięźnia z galer w Tulonie Nr. 59“.
— Spiesz się, księże — naglił Kadrus — bo obawiam się, czy będę mógł podpisać.
Monte Christo podał konającemu pióro i ten, zbierając resztki sił, zdołał jeszcze podpisać.
— Resztę sam opowiesz, księże; powiedz, iż każe się on na-