Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Benedykt ma być synem hrabiego? — ze szczerem zdziwieniem zapytał Monte Christo.
— Djabli go wiedzą!... Musi być to zresztą prawda, bo hrabia wyszukał mu fałszywego ojca, daje mu pięć tysięcy franków miesięcznie i miał mu zapisać jakąś ogromną fortunę.
— Acha! — rzekł mniemany ksiądz, zaczynając pojmować — jakże się teraz nazywa ten młodzieniec?
— Andrzej Cavalcanti. Ma się on żenić teraz z panną Danglars, córką bankiera.
— I ty wobec tego milczysz? Nie pójdziesz do Danglarsa i nie powiesz mu wszystkiego? W takim razie ja mu powiem!
— Ruszaj do djabła, by jemu wszystko opowiadać — zawołał Kadrus, wydobywając nóż z za pasa i godząc nim w pierś hrabiego — na ziemi jednak już nic nikomu mówić nie będziesz!
Lecz zadrżał, bo sztylet zamiast przeszyć pierś hrabiego, ześlizgnął się po niej tylko. W tejże chwili Monte Christo lewą ręką pochwycił pięść mordercy i ścisnął ją z siłą tak straszliwą, iż nóż wypadł momentalnie z palców zmiażdżonych nieomal.
Hrabia jednak nie poprzestał na tem, wykręcił rękę bandycie tak, że aż stawy zatrzeszczały i Kadrus padł na kolana, a następnie twarzą na ziemię. Monte Christo postawił mu wtedy nogę na głowie i rzekł:
— Nie wiem, co mnie wstrzymuje, że ci, zbrodniarzu, nie roztrzaskam czaszki.
— Łaski, łaski panie!... jęczał Kadrus.
— Wstań! — rzekł hrabia.
— Ale też ty, księże, ciężką masz rękę! — rzekł Kadrus, powstając i opatrując zgruchotaną nieomal dłoń.
— Cicho! To Bóg dał mi siłę, ażebym nią poskramiał takie, jak ty, zwierzęta. W imieniu tego Boga działam, zapamiętaj to sobie, nędzniku. A jeżeli cię nie unicestwiłem, to dla spełnienia Jego zamiarów. Weź pióro i pisz, co ci podyktuję.
— Palce mnie bolą, a zresztą nie umiem pisać, ojcze!
— Kłamiesz!... Bierz, powiadam ci, pióro, i pisz.
Kadrus, posłuszny tej gromowej sile, usiadł i napisał: