Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na pokucie“. Gdyby dokonała drugiej zbrodni, jeszcze bym ci może mógł powiedzieć: „patrz, panie prokuratorze królewski, oto trucizna, na którą niemasz lekarstwa, szybka jak myśl, gwałtowna jak błyskawica i jak piorun śmiertelna. I ona właśnie, ta wiośniana dzieweczka, daje truciznę taką swym najbliższym; niechże więc zapozna się sama z jej działaniem, bo tylko tym sposobem może być ocalony honor twój i twojej rodziny“! Takbym się odezwał do ciebie, gdybym widział tylko dwie śmierci poprzednie, ale ona teraz podała trujący napój nawet temu nieruchomemu starcowi, który w niej widzi całe swoje szczęście, a którego ona tak wielką niby otacza miłością. A po jego śmierci znówby płakała, znówby rozpaczała, jak to czyniła przy ciele swej babki. Nie, prokuratorze, to jest zbrodniarka ponad zwykłą miarę, dla której trzeba kata. Tak — kata! Mówisz mi o honorze? — Zrób tak, jak się domagam.
De Villefort, złamany zupełnie, padł na kolana.
— Posłuchaj — rzekł — ja nie mam, niestety tej siły, jaką ty masz, albo raczej jakiej i tybyś nie miał, gdyby szło nie o Walentynę lecz o córkę twoją, Magdalenę.
Doktór zbladł. De Villefort porwał wtedy jego ręce i zawołał:
— Posłuchaj mnie. Użal się nade mną i dopomóż. Mimo wszystkie twe argumenty, — ja ci powiadam, że córka ma jest niewinna. Nie w naszym domu jest źródło tej zbrodni. I co ci na tem zależy, dlaczego się domagasz, ażebym ja umarł w rozpaczy. Nie masz serca, d‘Avrigny. Nie jesteś człowiekiem, jesteś tylko doktorem. Otóż powiadam ci, że ja nie oddam swej córki w ręce kata! I pomyśl — gdybyś jednak się mylił, gdyby kto inny był mordercą, nie moja córka, i gdybym ja, po jej hańbiącej śmierci, przyszedł kiedyś do ciebe, blady jak widmo i rzekł: „morderco!... który zamordowałeś moją, córkę!“.
Doktór się zachwiał, a po chwili rzekł:
— A więc dobrze, będę jeszcze czekał. Lecz pamiętaj i wiedz: jeżeli ktokolwiek w domu twym zachoruje, ty sam nawet, nie wzywaj mnie do siebie, bo nie przyjdę.
— Więc i ty mnie opuszczasz, przyjacielu?!