Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niepodobna było wyczekiwać tak dłużej w niepewności, w absolutnej niewiedzy, co się tam stać mogło?! Brakło sił. Bliski obłąkania, nie zdając sobie już sprawy najzupełniej z tego, co czyni, Morrel jednym skokiem wdarł się na kratę, i zeskoczył na drugą stronę.
Znajdował się zatem w ogrodzie de Villeforta, do którego wdarł się gwałtem, i począł rozmyślać nad następstwami, jakie czyn podobny pociągnąć za sobą może. Gdy jednak raz się tam dostał, cofać się już nie chciał.
Jakiś czas stał przy murze, lecz następnie zdecydował się na okrążenie klombu, a po chwili był po jego drugiej stronie, skąd dom cały przedstawiał się dokładnie, a wtedy mógł stwierdzić przedewszystkiem to, iż cały dom tonął w ciemnościach, prócz paru okien, z których przezierało światło: były to okna apartamentów gościnnych, w których w chwili obecnej przebywała margrabina de Saint Meran, oraz okno pokoju pani domu.
Ta ciemność i to głuche milczenie jeszcze bardziej przeraziły młodzieńca.
Odurzony, nieomal pozbawiony zmysłów z boleści, był gotów na wszystko, byle tylko ujrzeć swą ukochaną i dowiedzieć się o ogromie nieszczęścia, jakie na nią i na niego spadło. W tej chwili chciał już przebiec aleję topolową, gdy wtem dźwięk głosu, dość jeszcze oddalonego zresztą, uderzył jego słuch wytężony.
Na ten głos cofnął się co żywo i ukrył w klombie. Wiedział już, co ma robić. Jeżeli to będzie Walentyna, wyjdzie z ukrycia i da się jej poznać, jeżeli jego ukochanej ktoś towarzyszyć będzie — ujrzy ją przynajmniej i się przekona, że jej żadne bezpośrednie nieszczęście nie dotknęło, jeżeli nakoniec będą to osoby nieznane mu, to może pochwyci choć parę słów rozmowy.
W tej samej chwili, na jego szczęście, księżyc wypłynął z za chmur i Morrel ujrzał na schodach pałacowych prokuratora królewskiego, w towarzystwie jakiegoś czarno ubranego mężczyzny.