Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tajemnica jej serca przeto powstawała z tych przyczyn jej wyłączną tajemnicą, wobec myśli, że gdyby ojciec lub dziadkowie się dowiedzieli, to już wszystko napewno i na zawsze byłoby stracone.
Pani de Saint Meran, aczkolwiek niespokojnie, niemniej spała nieprzerwanie aż do chwili, gdy dano znać o przybyciu notarjusza.
Gdy ją o tem powiadomiono, podniosła się natychmiast.
— Notarjusz przyjechał? — powiedziała — niechże wejdzie natychmiast. Ty zaś, Walentyno — ciągnęła dalej — odejdziesz.
— Ależ babuniu...
— Odejdź natychmiast — powtórzyła chora.
Wnuczka ucałowała czoło babki i oddaliła się, trzymając chustkę przy oczach. We drzwiach spotkała służącego, który ją zawiadomił, że lekarz czeka w salonie.
Walentyna pobiegła co prędzej. Był to doktór, który leczył całą rodzinę od lat, wypróbowany przyjaciel domu, jeden z najzdolniejszych przytem lekarzy współczesnych. Znał Walentynę od najmniejszego dziecka, to też ją kochał, jak córkę prawie.
— O, drogi panie d‘Avrigny, z niecierpliwością oczekiwaliśmy przybycia pana.
— Na twe wezwanie, dziecino droga, jak widzisz, przybyłem natychmiast. Cóż to się u was stało takiego? Nie myślę, by twój ojciec, lub też pani de Villefort byli chorzy? Ty zaś, moje dziecię, aczkolwiek widzę, iż cierpisz na nerwy, nie zdaje mi się, abyś tak gwałtownie znów domagała się pomocy? Chyba, że panienka jest bardzo zakochana?
Walentyna zarumieniła się, pan d‘Avrigny bowiem ze zdumiewającą intuicją umiał czasami odgadywać tajemnice. Był on jednym z tych lekarzy, którzy ze stanu moralnego pacjenta wnioskują o jego stanie fizycznym.
— Nie ja, doktorze, potrzebuję twej pomocy, lecz moja babka, margrabina de Saint Meran, która wczoraj do nas przy-