Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/090

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzecz składa, gdyż skorzystam ze sposobności i pozwolę sobie wnieść przed nim formalną nieomal skargę.
— Skargę — podchwycił Villefort.
— Tak jest i to wobec świadków. Musimy jednak przejść do ogrodu.
Wszyscy w milczeniu zadość uczynili tej woli gospodarza, który przeprowadził, gości swych, aż do kasztana, pośrodku klombu rosnącego.
— W tem oto miejscu — rzekł Monte Christo — rozkazałem przekopać ziemię, ażeby ją po tylu latach odświeżyć i do bardziej bujnej pobudzić wegetacji. I oto robotnicy moi wykopali w pobliżu tego drzewa skrzynkę, w której znajdował się szkielet nowonarodzonego dziecka. Spodziewam się, że to nie jest już tylko czcze przywidzenie?
— Nie myliłem się więc mówiąc, że ten dom wyjątkowo ponuro wygląda. I nic dziwnego, jeżeli, jak się okazuje, popełnioną w nim została zbrodnia — odezwał się Chateau Renaud.
— Kto mówi, że w domu tym popełniono zbrodnię? — odezwał się Villefort, zdobywając się na resztki odwagi.
— Czyż to nie zbrodnia, skoro nowonarodzoną dziecinę żywcem zakopano w ziemi — zawołał Monte Christo. Jakże czyn taki nazwać w takim razie, panie prokuratorze królewski?
— Lecz skądże pewność, że dziecko było zakopane żywcem?
— Gdyby przedtem umarło, z jakiej racji mianoby je zakopywać w ogrodzie. Przecież miejsce to nie było cmentarzem.
— Jaka kara czeka we Francji dzieciobójcę? — zapytał naiwnie major Cavalcanti.
— Phi... bardzo mała! Ucięcie głowy tylko — odpowiedział Danglars, udając dowcipnego.
— Czy tak jest istotnie, panie prokuratorze królewski? — zapytał Monte Christo.
— Tak jest, panie hrabio — odpowiedział Villefort zamierającym głosem.
Monte Christo z tonu tego wywnioskował, że obie osoby, dla których cała ta scena została skomponowana nie zniosłyby nic