Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nic nadzwyczajnego w tem wszystkiem się nie dopatrzyłem. A pan, panie Cavalcanti, jakiego jest zdania?
— Co ja powiem, panie?... Ha, myślę sobie, że my w Pizie mamy Ugolina, w Ferrarze — więzienie Tassa, a w Rimini pokój Franciszka di Paulo...
— Prawda, macie to wszystko, nie macie jednak podobnych schodów — wziął w obronę pokój swój Monte Christo, otwierając tajemne przejście ukryte w ścianie.
— Czyż nie macie wrażenia — mówił dalej Monte Christo, — że tu jakiś Otello, albo ksiądz de Gange, schodząc krok po kroku, wśród ciemnej i burzliwej nocy, po tych schodach, z jakimś fatalnym ciężarem w rękach, ucieka chyłkiem z tego pokoju, by ukryć swą zbrodnię przed okiem ludzi, a nawet może i przed okiem Boga?
Pani Danglars, nawpół omdlała, oparła się ciężko o ścianę.
— Co się pani stało, na miłość boską — zawołał Debray — jakżeż pani okropnie zbladła!
— Co to jest? — odezwała się pani de Villefort — o, to zgadnąć bardzo łatwo. Pan hrabia de Monte Christo opowiada nam te straszliwe historje w tym celu, bezwątpienia, byśmy poumierały ze strachu.
— W żarcie mojej żony jest istotnie może nieco prawdy, panie hrabio — dorzucił de Villefort — przerażające — bo stawiasz hipotezy.
— Co pani jest? — zapytał zcicha Danglarsowej Debray.
— Nic, nic — odpowiedziała, usiłując zapanować nad sobą — muszę tylko zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, oto wszystko.
— W takim razie możebyśmy przeszli do ogrodu?
— Czy istotnie czuje się pani źle usposobiona?
— Wcale nie — odpowiedziała zapytana — pan tylko w formie nazbyt realistycznej opowiadasz nam wytwory swej bujnej, przyznać to należy, wyobraźni.
— Czyż tak? — podjął Monte Christo z uśmiechem — więc to są tylko wytwory mojej wyobraźni?... Ha, w takim razie przedstawmy sobie raczej, że dom ten był schronieniem jakiejś dobrej i cnotliwej Marji i że te schody tajemnicze są tylko