Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyszły mąż Walentyny zgodziłby się jak najchętniej na to, ażebyś zamieszkał wraz z nimi. Tym sposobem zamiast jednego, panie, dziecka, miałbyś dwoje.
Blask wzroku Noirtiera przybrał barwę krwawą.
Jakieś straszne najwidoczniej uczucie obudziło się w duszy starca: gniew i boleść na jego twarz wystąpiły, a chociaż uczucia te nie mogły wybuchnąć, objawiły się jednakże bardzo dobitnie w posiniałych i drżących ustach.
Villefort, widząc to, spokojnie otworzył okno, mówiąc:
— W pokoju twym, panie, jest bardzo duszno i gorąco, co ci szkodzić musi niewątpliwie.
Poczem wrócił na swe miejsce, lecz już nie usiadł.
— Związek ten — dodała pani de Villefort — jest w zupełności zgodny z wolą pana d‘Epinay i jego rodziny. Rodzina jego, zresztą, jest bardzo nieliczna i składa się ze stryja i ciotki jedynie. Matka jego zmarła w chwili, gdy on na świat przyszedł, zaś jego ojciec został zamordowany w 1815 roku. Franciszek miał wtedy dwa lata zaledwie. Pan d‘Epinay jest absolutnie przeto niezależny.
— Morderstwo to do dziś otacza mgła tajemnicy — dał wyjaśnienie prokurator — tak, że jego sprawcy pozostali nieznani. Są tylko poszlaki pewne, które obciążają niektóre do dziś jeszcze żyjące osoby.
Noirtier, po usłyszeniu słów tych, skrzywił usta jakby do uśmiechu.
— Prawdziwi winowajcy — ciągnął dalej de Villefort — to jest ci, którzy napewno wiedzą dobrze, kto zbrodnię tę popełnił? — byliby bardzo szczęśliwi, gdyby być mogli na naszem teraz miejscu, by ofiarowaniem swej córki panu d‘Epinay, usunąć cienie podejrzeń.
Noirtier z widocznem natężeniem przybrał wyraz spokoju na twarzy.
— Rozumiem!... — odpowiedział wzrokiem synowi.
A we wzroku tym malowały się aż nazbyt wyraźnie: wzgarda głęboka, oburzenie i gniew.