Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, — rzekł Morcef — zdaje mi się, że sam tu przyjdzie. Niech pani uważa, spostrzegł panią i składa jej ukłon.
Baronowa odkłoniła się hrabiemu z nieporównanym wdziękiem, lecz na tem się skończyło.
— Pójdę, spróbuję... oświadczył Morcef — może mi się uda pomówić z hrabią. Do loży jego iść jednak nie mogę, ponieważ nie byłem przedstawiony damie, która mu towarzyszy. Być może jednak, że gdy mnie zobaczy wychodzącego z loży, sam wyjdzie na me spotkanie?
Morcef skłonił się i wyszedł. Nadzieje jego spełniły się, gdy przechodził około loży hrabiego, drzwi się otworzyły. Monte Christo coś szepnął po arabsku do Alego.
Ali zamknął drzwi i stanął przed niemi, jakby na straży. Tłumy natychmiast gromadzić się zaczęły na korytarzu, ażeby się przypatrzeć nubijczykowi.
— Szczególna rzecz — powiedział Monte Christo — jak bardzo dziwny jest ten wasz Paryż i ci wasi paryżanie. Myślałby kto, że po raz pierwszy widzą nubijczyka. Zaręczam, że gdyby paryżanin przybył do Tunisu, niktby nie spojrzał na niego.
— Hrabio, nie sądź tak źle o paryżanach. Oni przyglądają się Alemu tylko dlatego, iż jest on twoim niewolnikiem. A ty jesteś w modzie...
— Czyżby?... Skądże taka łaska?
— Sam jesteś, hrabio, winien temu. Rozdajesz cugi po tysiąc luidorów, wyrywasz z objęć śmierci żony prokuratorów królewskich, wygrywasz na wyścigach najcenniejsze nagrody pod pseudonimami conajmniej oryginalnemi, wreszcie rozsyłasz złote puhary w darze nieznajomym kobietom.
— Któż ci to opowiadał te wszystkie dzieciństwa?
— Kto?... Pierwsza pani Danglars, która wprost umiera z pragnienia ujrzenia cię w swej loży, albo raczej z żądzy, ażeby ciebie w jej loży zobaczono!
— Powtarzam ci, vicehrabio, że są to wszystko dzieciństwa. Powiedz mi jednak, czy pan hrabia Morcef, twój ojciec, nigdy nie bywa w teatrze?
— Dziś będzie, o ile wiem, w loży baronowej.