Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze nie przebrzmiały echa bijącego dzwonka w zegarze, gdy drzwi się otworzyły i Żerman oznajmił:
— Pan hrabia Monte Christo!
Wszyscy zebrani bezwiednie się poruszyli i zwrócili głowy w stronę otwartych drzwi, do tego stopnia welkie wrażenie wywarło na nich opowiadanie Morcefa.
Hrabia stanął na progu, ubrany z niezmierną prostotą. Najbardziej wybredny elegant wszelako nie miałby nic toalecie tej do zarzucenia.
Po wejściu rozejrzał się po salonie, postąpił na jego środek i przywitał się z Morcefem, podając mu rękę.
— Punktualność — mówił przybyły — jest grzecznością królów. Podróżni jednak zasługują na pewne pobłażanie. To też mam nadzieję, drogi wice-hrabio, że wybaczyć mi zechcesz tych kilka sekund mego opóźnienia. Niepodobna przebyć pięciuset mil drogi, by nie natrafić na jakąś przeszkodę. Stąd me małe opóźnienie.
— Panie hrabio — odpowiedział Morcef — właśnie zapowiadałem twoje przybycie przyjaciołom, którzy dziś byli łaskawi dla mnie, i mam honor przedstawić ich panu. Oto hrabia Chateau Renaud, który między przodkami swymi liczy dwunastu parów i którego pradziadowie zajmowali najwyższe w kraju stanowiska. Pan Lucjan Debray, sekretarz przyboczny ministra spraw wewnętrznych. Pan Beauchamp groźny dziennikarz, postrach rządu dzisiejszego. Nakoniec pan Maksymilian Morrel, kapitan spahisów.
Na to ostatnie nazwisko, hrabia, który do tej chwili, z prawdziwie angielską flegmą, kłaniał się przedstawionym, mrożąc ich swą nieprzystępną postawą, uczynił krok naprzód i lekki rumieniec przemknął po jego twarzy.
— Pan nosisz mundur świeżych zwycięzców Francji — rzekł — piękny to mundur!
— Czy pan nigdy nie widziałeś naszych afrykańskich pułków? — zapytał Morcef.
— Nigdy — odpowiedział hrabia, który odzyskał już zupełną władzę nad sobą.