Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 02.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Skąd ten dobroczyńca przybędzie? — zapytał Debray — przepraszam za niedyskrecję.
— Doprawdy, że nie wiem — odpowiedział Morcef — kiedy go zapraszałem na śniadanie, to jest przed trzema miesiącami, był w Rzymie. Ale skądże wiedzieć mogę, gdzie przebywał potem?
— A czy wierzysz przynajmniej w jego cnotę punktualności.
— Wierzę.
— Pamiętaj więc, że temu panu pozostaje już tylko dziesięć minut czasu.
— A więc pozwólcie — rzekł Morcef — bym wam opowiedział coś niecoś o nim.
— Przepraszam — przerwał Beauchamp — czy opowiadanie twe mogłoby dostarczyć tematu do feljetonu?
— Niewątpliwie, i to, do najciekawszego — odparł Morcef.
— A więc opowiadaj.
— W czasie ostatniego karnawału bawiłem w Rzymie...
— Wiemy, wiemy już o tem.
— Ale nie wiecie, że mnie tam porwali rozbójnicy.
— Słuchajno, drogi Albercie — rzekł Debray — ja coś miarkuję, że twój kucharz się upił, że ostrygi nie nadeszły, a lody się nie udały... Więc ty, na wzór pani Maintenon chcesz nam, zamiast śniadania, dać powiastkę. Przyznaj się mój drogi, jesteśmy ci wszyscy tak życzliwi, że ci dość łatwo wybaczymy i przez grzeczność posłuchamy historji będącej niewątpliwie fantazją.
— Tak, historja moja będzie fantastyczna i najzupełniej niprawdopodobna, lecz niemniej, będzie ona prawdziwa. Rzymscy rozbójnicy mnie tedy porwali i uwięzili w miejscu bardzo posępnem, w katakumbach Św. Sebastjana.
— Znam je — przerwał Chateau Renaud — omal nie dostałem tam febry.
— No to ja się lepiej popisałem, bo ją miałem rzeczywiście. Poinformowano mnie, po zamknięciu, że o ile do godziny szóstej zrana nie będzie do ich kasy wpłacony okup w sumie cztedziestu tysięcy piastrów, to o godzinie siódmej wpakują mi do