Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skami Baltazara i mówił sobie, że to nienawiść, zazdrość i złość ludzka w tę otchłań go wtrąciły.
Po myśli o wrogach, przychodziła mu myśl o samobójstwie, myśl posępna, z okropnych najokropniejsza. Biada temu, kto w niedoli o tę myśl straszliwą się oprze. Bo jak morze martwe rozciąga się ona bez kresu i granic, a im kto głębiej w myśli tej utonie, tem mocniej uczuje, że tonie w jakimś mroku, w jakiejś przerażającej ciemni i że ciemność ta coraz silniej ciągnie, obejmuje, unicestwia...
Kto na moment choćby myślą taką pieścić się zacznie — zginął, jeżeli pomoc boska go nie wesprze.
Odkąd myśl ta ugrutowała się w umyśle młodzieńca, oblicze jego złagodniało, powlekło się uśmiechem, pogodził się ze swojem twardem łożem i ze swoim czarnym chlebem. Jadł tylko mniej, nie sypiał i ledwo, ledwo znosił ostatnie drgania swego bytowania, które mógł kiedy chciał zrzucić, jak zużyte odzienie. Dwa miał sposoby pozbycia się życia. Jeden bardzo prosty: powiesić się, drugi — udawać, że pokarm przyjmuje, a głodzić się. Do powieszenia się czuł wstręt nieprzeparty. Jako marynarz widział niejednokrotnie, jak na masztach wieszano korsarzy. Powieszenie uważał przeto za karę hańbiącą i nie chciał jej sam do siebie stosować, wybrał więc ten drugi sposób.
Jak postanowił, tak zrobił. Codzień przez małe okienko, poprzez które sączyło się do ciemnicy nieco światła, wyrzucał swoje pożywienie. Z początku z ochotą, następnie ociągając się, wreszcie z wysiłkiem.
Niejednokrotnie musiał przypomnieć sobie przysięgę, aby znaleźć siłę do spełnienia decyzji.
To samo pożywienie, na które ze wstrętem do niedawna spoglądał, teraz wydawało mu się bardzo apetycznem, nęciło smak i powonienie.
Nieraz z godzinę trzymał w ręku talerz z jadłem, wpatrując się chciwie w kawał zgniłego mięsa, albo cuchnącej ryby — zanim wyrzucił je za okno.
Były to ostatnie odruchy życia walczącego ze śmiercią.