Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieniu. Galernicy żyją przecież na otwartem powietrzu i widzą niebo, widzą słońce i gwiazdy, słowem — są szczęśliwi.
Razu jednego prosił dozorcę, aby mu dano jakiegokolwiek towarzysza, choćby owego opata.
Dozorca w głębi serca uczuwał litość dla tego więźnia, tak młodego jeszcze; czuł jak ciężkiem musiało być dla niego życie więzienne w samotni. Przedstawił komendantowi prośbę numeru 34go. Ale komendant odrazu urobił sobie pogląd, że Dantes dlatego o to prosi, bo chce zbuntować więźniów, że chce uknuć spisek — i odmówił.
Dantes wyczerpał tym sposobem wszystkie już środki ludzkie. W takim stanie człowiek szuka pociechy u Boga jedynie. Przypomniał sobie pacierz, którego go matka uczyła i odnalazł w nim myśl, której nigdy przedtem nie dostrzegał. Dla człowieka szczęśliwego, modlitwa jest jedynie szeregiem słów, dopiero w cierpieniu człowiek zbolały zaczyna odczuwać, że słowa te są wyrazem myśli pełnych wzniosłości, któremi przemawia się do Boga.
Modlił się — nie z zapałem, ale z zapamiętałością. Modlił się głośno, nie lękając się echa swych słów, rozlegających się w pustce. Wpadł w ten rodzaj zachwycenia, w którem się widzi Bóstwo, objawiające się.
Ale pomimo modłów tych — pozostawał w więzieniu. Umysł jego sposępniał, oczy przysłoniła gęsta mgła. Był człowiekiem prostym, bez wychowania, przyszłość była dlań zasłonięta bo tylko wiedza mroki te rozjaśnić zdolna.
Dantesa przeszłość była zbyt nikła, teraźniejszość zbyt posępna, przyszłość zbyt niepewna.
Gasła nadzieja, z nią i wiara w Boga.
Po okresie pobożności przyszły dni rozpaczy i wściekłości. Miotał przekleństwa przejmujące grozą nawet stróża więzienia, tłukł się o mury celi, rzucał się na wszystko, co go otaczało i wszystko znienawidził, a zwłaszcza siebie.
Jedynie ów list denuncjacyjny, jaki widział na własne oczy i który był w jego rękach na chwilę, powracał mu przytomność. Każdy wiersz jego błyszczał na sklepieniu więzienia gło-