Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

byś wiedział o wielkiej przyjemności, jaką mi tem sprawisz.
— Wybacz pan, wybacz; boleść nastraja uczucie. Pozwól mi pan zostać tutaj jeszcze chwilkę, bym mógł otrzyć me oczy, ażeby nikt na ulicy nie patrzał ze zdumieniem na mężczyznę płaczącego. Uczyniłeś mię pan szczęśliwym, dając tę książkę, nie wiem, czy będę mógł czemkolwiek wywdzięczyć się panu za to.
— Udzielając mi trochę swej przyjaźni i opowiadając mi przyczynę swoich zmartwień. Człowiek znajduje ulgę w opowiadaniu tego co cierpi.
— Masz pan racyę, lecz dziś potrzebuję się wypłakać i mówiłbym panu słowa bez związku. Kiedyś opowiem panu historyę i zobaczysz, czy mam powody żałowania biednej dziewczyny. A teraz — dodał, wycierając sobie ostatni raz oczy i przeglądając się w lustrze — powiedz mi pan, że nie jestem mazgajem i pozwól mi odwiedzać siebie.
Wzrok tego młodzieńca był dobry i słodki, chciałem go uścisnąć.
Tymczasem oczy jego poczęły znowu wilgotnieć łzami, widząc, że to spostrzegłem, spuścił takowe.
— No — rzekłem — odwagi więcej!
— Do widzenia! — powiedział mi.
I z wielkim wysiłkiem, by nie płakać, wybiegł szybko.

Podniosłem firanki z okien i ujrzałem jak wsiadał do powozu, który czekał na niego; lecz zaledwie usadowił się w nim, zalał się znowu łzami, kryjąc twarz w chustkę.