Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak umrzeć. Umarła, umarła, myśląc o mnie, pisząc i wymawiając me imię, biedna, droga Małgorzata!...
A puszczając wodze swym myślom i łzom, wyciągnął do mnie ręce i rzekł:
— Uważanoby mię za dziecko, gdyby ktoś ujrzał mię płaczącego nad taką śmiercią — bo nikt nie wie, co wycierpiała ta kobieta z mojej przyczyny, jak ja byłem okrutny, jak ona była dobrą i zrezygnowaną. Zdawało mi się, że do mnie należy przebaczenie jej a dziś widzę się niegodnym przebaczenia, jakie mi ona udziela. O, dałbym z dziesięć lat z mego życia, bym mógł jedną godzinę płakać u jej stóp!...
Jestto rzeczą bardzo trudną pocieszać kogoś w boleści, której się nie zna a jednak byłem przejęty tak żywą sympatyą dla tego młodzieńca, spowiadał mi się ze swych zgryzot z taką otwartością, że sądząc, iż moje słowo nie będzie mu obojętnem, rzekłem:
— Czy nie masz pan rodziców, przyjaciół? Miej pan nadzieję, obacz ich a oni cię pocieszą, bo co do mnie, mogę tylko żałować pana...
— To prawda — odrzekł, wstając i przechadzając się wielkiemi krokami po pokoju — nudzę pana. Daruj, nie pomyślałem nad tem, że moja boleść nic pana nie obchodzi i że zajmuję pana rzeczą całkiem obojętną.
— Mylisz się, co do rozumienia słów moich, jestem cały na twoje usługi — tylko żałuję, że nie mogę uspokoić pańskich zgryzot. Jeśli moje towarzystwo i moich przyjaciół może pana rozerwać, jeśli nakoniec potrzebujesz mię pan w czemkolwiekbądź, pragnę