Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/007

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przypominam sobie zawsze tę młodą dziewczynę, włóczącą się codzień prawie o jednej godzinie po bulwarach. Matka towarzyszyła jej ciągle i z taką pilnością, jak prawdziwa matka towarzyszy prawdziwej swej córce. Byłem wówczas bardzo młody i gotowy do przyjęcia miałkiej moralności mego wieku. Przypominam jednak sobie, że widok tego bezwstydnego czuwania, budził we mnie niesmak i pogardę.
Trzeba przyznać, że nigdy twarz dziewicy nie nosiła na sobie podobnego wyrazu niewinności i cierpienia melancholijnego.
Powiedziałbyś: — posąg rezygnacyi...
Pewnego dnia twarz dziewczyny rozjaśniła się. Wśród występku, którego program przepisywała matka, zdawało się grzesznicy, że Bóg dozwala jej szczęścia. I wreszcie, dla czegóż Bóg, który ją stworzył, bezsilną, miałby ją zostawić bez pociechy, wśród ciężaru bolesnego życia? Pewnego więc dnia spostrzegła, że zostanie matką i wszystko, co było jeszcze w niej czystego, zadrżało z radości. Dusza ma dziwne tajemnice. Ludwika pobiegła do matki z wiadomością o swem szczęściu. Wstyd to wyznać, a przecież nie tworzymy tutaj faktów niemoralnych dla przyjemności, mówimy prawdę, o której lepiejby było zapewne milczeć, gdybyśmy nie byli przekonania, że trzeba od czasu do czasu podnosić męczeństwo tych istot, które potępiają bez wysłuchania, któremi gardzą bez sądu; straszne to — przyznajemy — lecz matka odrzekła córce, że nie wystarcza dla nich dwóch na życie, a cóż do-