W dzień sądu, iżem mord ten spełnił według prawa,
Na matce mord. Ajgistos — jego dola krwawa
Jest słuszna, o nim mówić nie warto. Lecz o tej,
Co takiej dokonała na mężu sromoty,
Na ojcu swych, tak dzisiaj nienawistnych dziatek —
Nosiła mnie w swem wnętrzu, miała podostatek
Miłości, a dziś wroga ma we mnie — tak, o niej
Powiedzcie, co myślicie? Nikt się nie obroni
Przed takim, jak ta, płazem. Jadowita żmija
Już samem swem dotknięciem na wieki zabija,
Nie ukąsiwszy wcale. Taki potwór siedział
W jej duszy!
A jak o tem, iżbym nie powiedział
Zbyt srogo, mam się tutaj wyrazić? Na zwierza
Dzikiego to samołów? Całunna odzieża
Dla zmarłych? Nie! To sidła, które zbój nastawia,
Z rabunku li żyjący, z mordu i bezprawia!
Ach, jakąż czuje rozkosz, jeśli do tej sieci
Przechodniów nieopatrznych jak najwięcej wleci.
Mieć taką żonę?! Boże, raczej wytęp do cna
Me plemię! Niechaj padnę, gałąź bezowocna!
CHÓR: O jej! O jej! Strach takich czynów, strach!
Okropną śmiercią zginął on!
Ach, ach!
Ale i boleść bujny wyda plon.
ORESTES:
Jest winna, czy niewinna? Płaszcz-ci ten nie przeczy
Jej zbrodni. Oto patrzcie! Ślady krwawej cieczy!
Tak, patrzcie! Zblakła plama, co zżarła purpurę,
Nawskroś jest zgodna z czasem, gdy dzieło ponure