Strona:PL Adolf Dygasiński - Na pańskim dworze.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Brylant leżał wyciągnięty jak długi, w przednich łapach trzymał jakąś pierwszą tej nocy zdobycz, a zębami gorliwie nad nią pracował. Brylant był dobrym znajomym dziecka, przyjacielem lepszym niż ludzie. Majcherek się też ucieszył, że spotkał dobrego druha i rzekł po cichu:
— Brylant tu!
Pies w odpowiedzi poufale merdnął ogonem, co w psim języku chyba tyle znaczy ile u ludzi podanie ręki. Majcherek usiadł obok Brylanta, pracowicie wgryzającego się w szpik jakiejś wielkiej kości, pogłaskał psa po łbie, a pies znowu mu merdnął ogonem. Zaczął lać deszcz rzęsisty: Brylant powstał ze swoją kością, powstał także i chłopiec. Pies puścił się kłusem ku kasztanowej alei, Majcherek biegł z nim pospołu, nie dając się prześcignąć. Właśnie wchodzili oba do altany, kiedy łuna błyskawicy rozdarła łono czarnego nieba i zalała ziemię, światłością. Majcherek dojrzał przy tem świetle w oddaleniu piękny pałac wśród drzew, zwrócony tylną stroną ku altanie. Nie umiał jeszcze zazdrościć, przeto nie zazdrościł mieszkańcom pałacu, a sam rad był, że się dostał do altany. Brylant zajął się niebawem swoją kością, którą ostatecznie przemógł. Słychać już tylko było smakowanie i namiętne oblizywanie przez psa kości. Dziecko żebrak i pies żebrak wleźli pod marmurowy stół, na który z zielonego sklepienia altany spadały grube krople deszczowej wody. W altanie odbyło się rendez-vous przyjaźni dziecka z psem; dawniej rodzice Majcherka miewali tu schadzki miłosne. Altana w Pałkach była więc dobrem schronieniem dla tych, którzy z różnych powodów ukrywali się przed ludzkiem okiem.
Wkrótce atoli Brylant podniósł się z pod stołu, wyjrzał jakoby z altany w celu przekonania się o stanie aury; ulewa zdawała się cichnąć. Pies puścił się ku pałacowi. Przybywszy pod ściany rezydencyi hrabiów Lutowojskich, począł wietrzyć całą potęgą genialnego nosa; węch doprowadzał go do głównych podwojów, które stały otworem; wszedł do cie-