Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A nie, to bizun — jutro staniesz na kobiercu![1]
       410 I gada mnie o czuciach! o niezmiennem sercu!
Łgarz jesteś! pfe! Ja z Waści, Panie Tadeuszu,
Zrobię śledztwo, ja Waści jeszcze natrę uszu!
Dziś dość miałem kłopotów, aż mi głowa boli;
Ten mi jeszcze spokojnie zasnąć nie dozwoli!
       415 Idź mi Waść spać!“ To mówiąc drzwi nawściąż otwierał
I zawołał Woźnego, żeby go rozbierał.

Tadeusz cicho wyszedł, opuściwszy głowę,
Rozbierał w myśli przykrą ze stryjem rozmowę;
Pierwszy raz połajany tak ostro!... Ocenił
       320 Słuszność wyrzutów, sam się przed sobą rumienił.
Co począć? jeśli Zosia o wszystkiem się dowie?
Prosić o rękę? a cóż Telimena powie?
Nie, — czuł, że nie mógł dłużej zostać w Soplicowie.

Tak zadumany ledwie zrobił kroków parę,
       425 Gdy mu coś drogę zaszło; spojrzał, widzi marę,
Całą w bieliźnie, długą, wysmukłą i cienką.
Suwała się ku niemu z wyciągniętą ręką,
Od której odbijał się drżący blask miesięczny,
I przystąpiwszy, cicho jęknęła: „Niewdzięczny!
       430 Szukałeś wzroku mego, teraz go unikasz,
Szukałeś rozmów ze mną, dziś uszy zamykasz,
Jakby w słowach, we wzroku mym, była trucizna!
Dobrze mi tak, wiedziałam kto jesteś: mężczyzna!
Nie znając kokieterji, nie chciałam cię dręczyć,
       435 Uszczęśliwiłam; takżeś umiał mnie zawdzięczyć!

  1. na kobiercu. Tylko na kobiercu brać mógł młody szlachcic chłostę od ojca lub opiekuna. Tak objaśniał zwrot o kobiercu Piotr Chmielowski, który odrzucał myśl o kobiercu ślubnym.