Pod skrzydło matki. Ona rzekła: „Czy to pięknie
100
Tak krzyczeć? czy to grzecznie? Ten pan was się zlęknie.
Ten pan nie przyszedł straszyć; to nie dziad szkaradny,
To gość, dobry pan, patrzcie tylko, jaki ładny“.
Sama spojrzała: Hrabia uśmiechnął się mile,
I widocznie był wdzięczen jej za pochwał tyle;
105
Postrzegła się, umilkła, oczy opuściła,
I jako róży pączek cała się spłoniła.
W istocie był to piękny pan: słusznej urody,
Twarz miał pociągłą, blade, lecz świeże jagody.[1]
Oczy modre, łagodne, włos długi, białawy;
110
Na włosach listki ziela i kosmyki trawy,
Które Hrabia oberwał, pełznąc przez zagony,
Zieleniły się jako wieniec rozpleciony.
„O, ty! — rzekł — jakiemkolwiek uczczę cię imieniem,[2]
Bóstwem jesteś czy nimfą, duchem czy widzeniem!
115
Mów! własna-li cię wola na ziemię sprowadza,
Obca-li więzi ciebie na padole władza?
Ach! domyślam się, — pewnie wzgardzony miłośnik,
Jaki pan możny, albo opiekun zazdrośnik
W tym cię parku zamkowym jak zaklętą strzeże!
120
Godna, by o cię bronią walczyli rycerze,
Byś została romansów heroiną[3] smutnych!
Odkryj mi, piękna, tajnie twych losów okrutnych!
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/121
Ta strona została przepisana.