Przejdź do zawartości

Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na mętnej fali wichrem gnane hordy
Spłynęły burzą śród ziemskich gościńców,
Wstrząsając grzmiące przewrotów akordy
I niosąc trwogę na zasiew — i mordy.

Na gruzach nowe życie się zieleni
I świeże kwiaty rosną na cmentarzach,
Biorąc swe barwy z pod ruin kamieni;
Skrzydlate widma z czarnych wstają lochów,
A zakochane w namiętnych grabarzach
Uczą ich stąpać śród dziejowych prochów
Bez próżnych złudzeń, lecz i bez popłochów.

Tyle lat zbiegło i Furyńskie wrzosy[1]
Miały czas wyschnąć pod niebem południa:
A ludzkość kroczy wciąż przez krwawe rosy,
I wciąż od celu swojego daleka!
Przeszłość się duchy smutnemi zaludnia,
Których żałobny hufiec tęsknie czeka:
Kiedy się znowu wcieli Bóg w człowieka?..

Do wspólnej dobra ludzkiego skarbnicy
Tyle przybyło zasług i ofiary!
Długo z bezbronną piersią przodownicy
Szli na śmierć pewną, niewiedząc przy zgonie

  1. W gaju Furrina pod Rzymem ostateczne rozwiązanie tragedyi Gajusa Grakcha.(Przyp. Autora).