Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„I królewska purpura opadła mi z ramion.
„W niepewności i trwodze przyszłość mi ściemniała
„I opuścił pierś moją duch widzeń proroczy;
„A w ślad za nocą duszy przyszła noc dla ciała:
„Nielitościwe bóstwa zamknęły mi oczy!
„Niebiosa potwierdziły wymiarem tej kary
„Wyrok, co nad zuchwałym ciężył świętokradcą:
„Poszedłem na wygnanie, żebrak ślepy, stary,
„Co byłem ludu mego i wieszczem i władcą!
„Dzisiaj przychodzę do was w śmierci mej godzinie,
„Byście mi rozwiązały zagadkę żywota:
„Czemu, gdy wszystko tutaj jak sen marny ginie,
„Do idealnych światów wiedzie nas tęsknota?
„Czemu nam odsłaniacie swoją piękność skrycie?
„Czemu, zbudzoną ze snu potrząsając duszą,
„Niezmierzone pragnienia w piersiach nam szczepicie,
„Jeśli nieugaszone wiecznie zostać muszą?
„Lub jeśli waszych natchnień opiekuńcza władza,
„Tak, jakem wierzył przedtem, nie jest czczym pozorem,
„Lecz z błędów i niedoli ludzkość wyswabadza
„I posuwa ją naprzód wyznaczonym torem:
„Powiedzcie, czemu same spotkałem zawody,
„Tracąc jedno za drugiem wszystkie światła moje?
„Czemu, zapowiedzianej dla duchów pogody
„Nie doczekawszy, smutny dziś nad grobem stoję?”

Umilkł starzec i w błękit ramiona błagalne
Wyciągnął, jakby niebios chciał dosięgnąć niemi