Przejdź do zawartości

Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Niszcząc fatalizm duchowy!
„Możeś był zemsty Orestem
„I w krwi swych blizkich się pławił?
„No, powiedz, czemżeś się wsławił?
„Mordami? zdradą? incestem — ?”

Na to ja, szlachcic struchlały,
Rzekłem: — Niech porwą mnie dyabli,
Jeżeli dotknąłem szabli
Przez życia mego wiek cały!
Jestem człek prawy, zamożny...
Moi piekielni panowie!
Co wam też świta po głowie,
Bym miał być taki bezbożny?!
Żyłem przykładnie na roli,
Czysty przed ludźmi i Bogiem.
Nikomu nie byłem wrogiem;
Strzegłem się wszelkiej swawoli;
Gromiłem życie namiętne;
Próżne marzenia postępu
Nie miały do mnie przystępu,
Doktryny były mi wstrętne.
Nie gustowałem w poezyi,
Pogańskich nie czciłem bogów,
Strzegłem się ideologów
I heroicznych herezyi.
Prowadząc życie w porządku,
Nie miałem większej ambicyi,