Przejdź do zawartości

Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W zachwycie przed tem cudownem widzeniem;
I chciałem wżyć się w tę całość natchnioną
A naznaczoną piekielnem znamieniem.

Nie łatwo walką duszy swéj szaloną
Rozgrodzić niebios i piekieł potęgi
I stać na szczycie bólu przed zhańbioną;

Na zatracone patrząc widnokręgi,
Zachować dumy błyskawiczny wieniec,
Nie łamiąc Bogu czynionej przysięgi.

Ten więc przede mną wielki potępieniec,
Co deptał światów zwyczajne porządki
I duchom wstydu wypalił rumieniec,

Gnając je myślą w genetyczne wrzątki, —
W apoteozie swej posępnej doli,
Jaśniał jak niebem gardzące wyjątki.

Ach! wobec niego korząc się — powoli
Traciłem dotąd niezłomną pogodę;
Chciałem się wyrzec narzuconej roli,

Na wszystkie ciosy mieć znów serce młode,
I walcząc przeciw naznaczonym sądom
W piekielnych ogniach walki wziąść nagrodę.

Bo któż się może oprzeć takim prądom,
Co rozrywają zasklepione rany?
Któż może nędzy niezmiennéj zarządom