Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

katów... Proponuję więc baronowi po sto dukatów za ręce i wyścig po terenie, który ja wyznaczę... Szwab się zgodził i śmiał się z góry i na śniadanie za wygrane pieniądze zapraszał już naprzód... Jak przyszło do rzeczy, pokazało się, że angielska mości panie „Miss“ zjadła mydło Na naszej drodze była młynówka dość szeroka.., Szwab jechał z razu przodem i tak parł, że aż mię strach obleciał, aż tu patrzę, dojeżdża do owej młynówki... Hop!.. A tu nie dopisało! Kobyła się tylko spięła, panie, i susa, panie, na prawo... On ją spicrutą — a ona fajt na lewo... Tymczasem i ja nadleciałem. Szumkę ścisnąłem ostrogami, z lekka do skoku podniosłem, a później zfolgowałem mu trochę cugli... Ani się nie obejrzałem, a już na drugiej stronie się znalazłem... Tedy się oglądam, a szwab swoją mis młóci jak cepem, a ona wierzga i t. d. Ukłoniłem mu się grzecznie i pojechałem do mety... Ot, co są angielskie konie!
— Oh! że mój Warchoł nie odmówi żadnego skoku, to ręczę kapitanowi — zawołał zajęty opowiadaniem Władysław.
— Ciekawym bardzo tego Warchoła zobaczyć, wmięszała się do rozmowy Jadwiga, doskonała amazonka i wielka amatorka koni.
— Już to ja tych arcyrasowych nie lubię — zakonkludował marszałek — sam jeżdżę na mierzynie, a cug pani marszałkowej umyślnie co roku idzie na kilka dni do siewnika, żeby nie odwykały od roboty... Po co Pan Bóg konie stworzył, jak nie po to, żeby pracowały? No, a teraz chodźcie na herbatę, a pan panie Wolski — zwrócił się do ekonoma — zabierz ludzi do oficyny i tam przed piekarnią mogą sobie pohulać, byle