Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niebieskiemi... Nie wiedziała, które jej milsze, choć w duszy pragnęła ujrzeć te i te co najrychlej. W zadumie pogrążona przesiedziała sama nie wiedząc jak długo i byłaby tak siedziała do zmroku, gdyby nie wejście służącej, która przerwała marzenia, wołając pełnym przejęcia głosem:
— Jaśnie pani prosi panienkę na dół, już państwo stoją przed gankiem, już czekają, nawet pan kapitan z panem Józefem z polowania wrócili, tylko co nie widać jak z wiankiem nadejdą, już słychać jak śpiewają za ogrodem.. Proszę panienki iść zaraz, bo inaczej panienka nic nie zobaczy.. Nastce Filemonowej dali wianek, a drużkami Frosyna Mielnikowa i Hańdzia Pałamarowa — same nasze ogrodowe dziewczęta...
Potok wymowy gadatliwej pokojówki byłby płynął jeszcze długo, gdyby nie przerwała go Jadwiga, powstając nagle i wychodząc z gabinetu. Gdy zeszła na dół, ujrzała już marszałka, ciotkę, kapitana z Józiem i całą dwornię zgromadzoną u niezbędnej pałacowej kolumnady. Twarz marszałka przybrała dziwny jakiś wyraz niezwykłej powagi; przygotowywał się do przyjęcia wianka z tegorocznej pszenicy z takiem namaszczeniem, jakby dawny kapłan pogański, druid jakiś mityczny do złożenia symbolicznej ofiary bogom przyrody, siłom dającym urodzaj i obfite zbiory. Piękny był ten siwy szlachcic zasłuchany w nutę pieśni dożynkowej, która płynęła powietrzem i łamiąc się o mury dworca pańskiego i rozbrzmiewała kilkakrotnem echem pomiędzy zabudowaniami gospodarczemi.

„Wyjdy pane z pokoju
Meży hromadu swoju;
Newełyka hromada,
Koły w polu porada“.