Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Włodzio z zazdrością spojrzał na złocisty kask oficera i fantastycznie zawiązaną szarfę, później pożerającem spojrzeniem obrzucił kilka najbliższych córek Izraela i przybierając kpiącą minę, której nauczył się od starszego dependenta w kancelaryi swego ojca — pana Millera, zapytał kolegę:
— Cóż tam z twoim panieństwem?
Zapytany w ten sposób Adaś oblał się tak gwałtownym rumieńcem, że można się było obawiać, że krew przebije mu skórę na twarzy i tryśnie strumieniami na przechodniów. Zakłopotanie jego było tak silne, że długo biedak musiał się męczyć, zanim wyksztusił niewyraźną odpowiedź:
— Nie... ro...zu....miem, o co się pytasz.
— Cha! cha! cha! — zaśmiał się zjadliwie Włodzio — rozumiesz bratku, tylko gadać się wstydzisz.
Servus! Do widzenia! — zawołał nagle Adaś, wyciągając do kolegi i przyja-