Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na uczcie tej była cała prawie ludność, należąca do gminy podległej władzy starego Szwabiuka, nawet stary dobrodziej, proboszcz zjawił się na chwilę i siedział na tem samem miejscu, na którem prezydowała nie dawno Anika, tylko jednego Andrija Semaniuka i jego pięknej żony nie było.
— Stary opryszek jak niedźwiedź w jamie siedzi! — szeptali półgłosem dobrze już podochoceni gazdowie — nie łaskaw zejść w dolinę nad rzekę z narodem chrześciańskim, z gazdami-sąsiadami poweselić się trochę.
— Dajcie mu pokój! — odpowiadał Szwabiuk — po świecie on szerokim brodził, życie tajone prowadził.... nie rad się z wójtem a może i żandarmami spotykać.... Oh! nie rad.... Ja mu daję spokój.... choć! choć. Tu uśmiechał się tajemniczo i szedł dalej, a pozostali huculi szeptali: